Rozdział 8.

            Popołudniowy kalifornisjki wiaterek delikatnie muskał skórę Justina, który spacerował przy brzegu plaży, pozwalając wodzie na oblewanie swoich gołych stóp. Miał na sobie czarną koszulkę, która była nieco nieprzystosowana do tak gorącego klimatu, jako że słońce ze zdwojoną siłą grzało jego ciało. W prawej ręce trzymał parę białych wysokich butów. Na szyi jak zwykle znajdował się łańcuszek, na którym wisiał krzyżyk. Chłopak od zawsze był religijną osobą. Kochał Boga i nie bał się o tym mówić, ani tego okazywać. Niedawno jednak zaczął w niego wątpić, choć w głębi duszy wiedział, że niesłusznie. Nie potrafił znaleźć racjonalnego wytłumaczenia śmierci swojej matki, dlatego też zaczął obwiniać o to Boga. Justin jest osobą, która nie wierzy w przypadki, lecz w przecznaczenie, więc co miało na celu zabranie jego ukochanej matki z tego świata? Przecież była jego jedyną rodziną. Dlaczego Bóg pozwolił na to, aby został sam, choć de facto tak się nie stało. Od kilku dni mieszka z Melanie i jej rodziną, która w gruncie rzeczy przechodzi teraz bardzo trudne chwilie. Justin nie chciałby być dla nich kolejnym ciążarem, mimo, że został zapewniony, iż wcale nim nie jest. Spójrzmy prawdzie w oczy, naburmuszony nastolatek, któy nie dopuszcza do siebie nikogo, nagle zamieszkuje z rodziną, której jest po prostu trudno. Chłopak zbliżał się do rozbudowanych skał, nieopodal których Melanie niedawno znalazła go nieprzytomego. Spoglądając na nie, jego twarz nieco się rozpromieniła, ukazując tym samym delikatny uśmiech. Podszedł do nich, muskając je delikatnie palcami. Zaczął stapać po nich stopami, czując lekki ból, po czym wygodnie się rozsiadł, rozkładając nogi w przód i kładąc buty kilkanaście centumetrów od siebie, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że owa pozycja wcale nie była wygodna.
          Chłopak przeczesał swoją nienaganną fryzurę, przymrużając karmelowe oczy. Dzisiejszego dnia słońce świeciło wyjątkowo mocno. Pogoda była zupełnie inna, niż ostatniego razu, kiedy się tutaj znajdował, a mianowicie kilka dni temu. Justin dostrzegł na plaży idealny schemat rodziny. Mężczyzna - jak przypuszczał - ojciec, grał se swoim synem w siatkówkę plażową, zaś jego córka i żona razem pluskały się w wodzie. Na twarzy każdego z nich widniały szczere uśmiechy, co sprawiło, że i on odsłonił rząd prostych i śnieżnobiałych zębów. Nie pamiętał nawet kiedy ostatnio mu się to zdarzyło, najprawdopodobniej zanim jego życie całkowicie obróciło się do góry nogami. Wcześniej nie miał żadnych poważnych problemów, był optymistą. Kochał świat, cieszył się każdą chwilą, jak również był za nią niesamowicie wdzięczny. W dalszym ciągu siedział na skałach, przerzucając stopami piasek. Wpadł w natłok myśli i wspomnień, które zadawały mu ból, ale jednocześnie były naprawdę pięknymi wspomnieniami. Mając pięć lat, mama poinformowała go o tym, że nie jest jego prawdziwą matką. Nie bardzo rozumiał o co w tym wszystkim chodzi, jednak ona wytłumaczyła mu, że go nie urodziła, ale to nieważne, ponieważ kocha go całym swoim sercem i tylko to się liczy. Mały Justin chwilę nad tym myślał, po chwili mówiąc najpiękniejsze słowa, jakie mogły wyśnić się w tamtym momencie jego matce: "nie urodziłaś mnie, ale to ty jesteś moją prawdziwą mamą, nikt inny, to ty mnie kochasz". Słysząc to, kilka łez spłynęło jej po policzku, kilka łez szczęścia. Była piekielnie dumna ze swojego pięcioletniego syna, który w tak młodym wieku wykazał się wyrozumiałością i mądrością, po prostu.
           Justin przyglądał się morzu, a jego oczy były smutne i zagubione. Zacisnął żuchwę, ukazując tym samym idealnie podkreślone kości policzkowe.
- Kocham cię, mamo. - wyszeptał, patrząc w niebo.
Po niedługiej chwili zerwał się ze skał, podnosząc buty i ruszając przed siebie przez piaszczystą plażę, która była niesamowicie zaludniona. Przechodził obok wielu ludzi, przyglądając się im i ich szczęściu. Rozchichotane nastolatki i nastolatkowie, rodziny z dziećmi, widok jak z obrazka. Jakieś dziesięć minut zajęło mu dotarcie do ulicy, na której stało kilka samochodów oraz przeróżne stoistka z pamiątkami, czy też budki z lodami. Jedna z nich znajdowała się blisko ławki, do której Justin podszedł, po czym na nią usiadł i założył buty. Chwilę później ruszył dalej przez zgiełk kalifornijskich ulic, dokładnie przyglądając się wszystkiemu, co go otaczało. Wszelakie sklepy, począwszy od tych, w których można było znaleźć każde możliwe ubranie, kończąc na sklepach wędkarskich, czy motoryzacyjnych. Trzeba przyznać również to, że w Kalifornii jest przesadnie wiele różnorakich restauracji, barów i knajp. Nie minęło dwadzieścia minut, a Justin zorienotwał się, że jest już prawie koło domu, swojego nowego domu, który był po prostu ładny. Miał brązowe dachówki, a cały był pomalowany na pomarańczowo. Na samej górze znajdowały się dwa okna, a na jednym z nich przywieszone były fioletowe firanki, które definitywnie bardzo się odznaczały, jako że wszystkie inne były białe i najzwyklejsze. Wchodząc do domu, rozebrał buty, po czym udał się do kuchni, w której ujrzał Elizabeth i jej córkę. Obie miały smutne wyrazy twarzy i umierające oczy. Cierpiały, niewyobrażalnie mocno.
               Melanie spojrzała na Justina, próbując się rozweselić. Posłała w jego stronę delikatny uśmiech, na co on odwdzięczył się tym samym. Trzy godziny temu dał jej naprawdę wiele wsparcia i otuchy. Nie można powiedzieć, że dzięki temu wszystko jest idealnie, natomiast odzyskała choć trochę nadziei na to, że wszystko jeszcze da się naprawić, że jej ojciec się zmieni, że po prostu będzie dobrze. Nigdy nie wymagała od życia zbyt wiele, nie potrzebowała drogich ciuchów, czy gadżetów. Chciała jedynie szczęścia rodziny, która rzeczywiście były szczęśliwa, jednak do czasu.
- Justin, gdzie byłeś? - nagle odezwała się matka Melanie, próbując być radosną i miłą. Jej plany nie powiodły się, jako że jej głos najzwyczaniej w świecie przepełniony był bólem, którego nie dało się nie usłyszeć. To, co się stało, przerosło ją, całkowicie. Była silną kobietą, przez pięć miesięcy znosiła domowe awantury, a gdy chciała odetchnąć i zakmnąć zły rozdział w swoim życiu, sprawy zaszły za daleko, co sprawiło, że ubyły z niej resztki sił.
- Byłem się przejść, nic takiego. - spróbował podnieść nieco kąciki ust, jednak nieudolnie. Cierpienie podwoiło swoją siłę. Żałoba po mamie i do tego sytacja, która panowała w domu, który teraz jest również jego domem. Trudno było mu patrzeć na dwie cierpiące osoby, które są równie załamane, co on.
Kobieta kiwnęła głową na znak, że rozumie, po czym zaczęła przekładać palcami strony gazety, widocznie się nią nie interesując.
Justin zbierał się, aby iść na górę, do swojego pokoju, gdy nagle Elizabth ponownie się odezwała:
- Hej, Justin, pamiętasz jak rozmawialismy o tym, że będziesz pracował? - jej głos był obojętny i pusty, jednak miała w zamiarze sprawiać inne wrażenie.
- Tak, przepraszam! - przyłożył dłoń do czoła, przecierając je. Miał lekko zdenerwowaną miną. Zrobiło mu się głupio, że o tym zapomniał. - Kompletnie zapomniałem. Po prostu wyleciało mi to z głowy. Szybko czegoś poszukam. Mam nadzieję, że coś znajdę. - złączył usta w prostą linię.
- Nie musisz niczego szukać. - wypowiedziawszy te słowa, kobieta wprawiła Justina w zdezorientowanie.
- Jak to? - podniół brwi, nie wiedząc o co właściwie chodzi.
- Wiesz, nie wiem czy ci się to spodoba, ale... - matka Melanie zaczęła bawić się palcami, po czy kontynuowała: W galerii handlowej znajduje się mała księgarnia, której właścielem jest mój przyjaciel. - lekko się uśmiechnęła. - Ostatnio wspomniał mi, że potrzebuje kogoś do pomocy, więc pomyślałam, że nadałbyś się. Wiem, to może nie jest wymarzona praca, ale skoro na razie żadnej innej nie znalazłeś... - była nieco zdenerwowana tym, że Justin może odrzucić jej prozpozycję. - Co ty na to? - w głosie kobiety można było usłyszeć nutkę nadziei.
- Księgarnia? Co miałby tam robić? - ten pomysł nie przypadł chłopakowi do gustu, jednakże wiedział, że nie ma innego wyboru, więc będzie musiał się zgodzić.
- Sprzedawałbyś. Wiem, że to może nie zbyt "męskie" zajęcie, ale co ty na to? - zapytała, oczekując jak najszybszej odpowiedzi.
- To trochę zaszufladkowane podejście. Nie mam nic przeciwko temu, aby mężczyzna wykonywał taką pracę. - uroczo się uśmiechnął. - Pewnie, będę tam pracował. - Justin chciał, aby Elizabeth myślała, że się cieszy. Nie chciał przysparzać jej niepotrzebnych przykrości.
Kobieta niezmiernie się ucieszyła, dlatego też na jej twarzy pojawił się uśmiech, lecz nic nie zmieniało faktu, że jej oczy wcale nie były szczęśliwe, zarówno jak i dusza.
- Tylko... Gdzie to właściwie jest? - zapytał, drapiąc szyję.
- Melanie,  pojedziesz tam z Justinem, dobrze? - matka zwróciła się w stronę córki, na co ta przytaknęła, po czym uniosła prawy kącik ust.
- Jasne, pojadę. - spojrzała na Justina, szybko przenosząc wzrok na matkę.
- Wszystko dobrze z twoją nogą? - chłopak zapytał, po czym odsunął krzesło od stołu i przysiadł się do Melanie i jej matki.
- W porządku, godzinę temu zdjęłam bandaż, trochę kuśtykam, ale mogę swobodnie chodzić. Dzięki, że pytasz. - na jej twarzy pojawił się malutki uśmiech.
- Kiedy moglibyśmy tam jechać? - Justin robił wrażenie wyraźnie przejętego, widocznie zależało mu na tym, aby pracować i nie być - jak sądził - aż tak wielkim ciężarem.
- A kiedy masz czas? - Elizabeth zapytała, mając nadzieję, że pojedzie tam dzisiaj i wszystko załatwi.
- Teraz? Dzisiaj? - prawdę mówiąc, Justin nie miał nic innego do roboty, dlatego też pojechanie tam dzisiaj nie byłoby żadnym problemem, jedynie zajęłoby mu czas, czego niezmiernie pragnął.
- Melanie, pasuje ci to? - kobieta dobrze wiedziała, że jej córka nie ma żadnych planów, ale sądziła, że kultura nakazuje, aby zapytać.
- Tak, pewnie. - głos dziewczyny był neutralny. Myślami była zupełnie gdzie indziej.- Tylko pójdę się przebrać i możemy jechać, zgoda?
Justin kiwnął głową na znak, że się zgadza, po czym Melanie zaczęła podążać na górę, po drodzę zerkając w lustro, które znajdowało się w przedpokoju. Miała wielkie sińce pod oczami i niedbale ułożone włosy, które zazwyczaj były w nienagannym stanie. Melanie nigdy się przesadnie nie stroiła, ani nie czesała, ale zawsze starała się, aby wyglądać po prostu schludnie i estetycznie.
              Dziewczyna weszła do pokoju, spoglądając na zegarek wykończony czarnym obramowaniem, białą tarczą i czarnymi wskazówkami, który wisiał nad łóżkiem. Przelotnie spojrzała na godzinę, nie zapoamiętując jej, ponieważ czas nie był jej potrzebny w najmniejszym stopniu. Podeszła do szafy, otwierając ją i chwilę zastanawiając się nad tym, co na siebie włożyć. W końcu postanowiła, że ubierze krótkie jeansowe spodenki i fioletową zwiewną koszulkę. Rozebrała ubrania, które dotychczas miała na sobie, po czym błyskawicznie ubrała to, co sobie przygotowała. Podeszła do łóżka, siadając na nie. W szufladce obok niego znajdowała się szczotka do włosów, dlatego też wyjęła ją, przeczesując swoje gęste brązowe włosy, które w rezultacie wyglądały już o wiele lepiej, niż wcześniej. Wyszła z pokoju, lekko się chwiejąc. Późniejsze zejście ze schodów zabrało jej jakieś dwadzieścia sekund, po czym szybko udała się do kuchni, w której oznajmiła, że jest gotowa do wyjścia. 
- Justin, masz prawo jazdy, prawda? - matka Melanie była przekonana, że zrobił je, gdy tylko prawo mu na to pozwalało, ale sądziła, że nie zaszkodzi zapytać i się upewnić.
- Tak, mam, a dlaczego pani pyta? - chłopak podniósł lekko jedną brew.
- Obok domu stoi samochód. Trzymaj. - podniosła kluczki ze stołu, rzucając je w strone Justina. Chłopak szybkim ruchem je złapał, zaskakując i Melanie i jej matkę.
- Dziękuję. - na twarzy Justina widniał uśmiech, który jednak szybko zniknął, ponieważ razem z Melanie szybkim krokiem skierowali się ku drzwiom wyjściowym.
- Pa, mamo! - Melanie krzyknęła, stojąc w progu drzwi, jednak jej głos był słaby i cichy, prawie niemożliwy do usłyszenia. Prawie, ponieważ matka odpowiedziała na jej pożegnanie
Dziewczyna wyszła z domu, a zaraz za nią szedł Justin, kierując się ku samochodowi. Oboje milczeni, żadne z nich nie paliło się do tego, aby rozpocząć rozmowe, natomiast to chyba nie było dla nich żadnym problemem. Stan ich obojga nie był teraz najlepszy, cisza dobrze im zrobi. Wsiedli do samochodu, po czym Justin go odpalił. Melanie co kilka minut dawała mu wskazówki jak dojechać w miejsce, do którego się udają.
          Dziewczyna zerknęła na swoje odrobinę znieszczone czarne trampki. Melanie lubiła w nich chodzić, mimo, że być może nie były zbyt dziewczęcymi butami. Preferowała wygodny i skromny styl. Justin patrzył prosto przed siebie, skupiając się na jeździe. Melanie postanowiła, że zapyta go o coś, co od początku znajomości strasznie ją nurtuje. Zbierała się chwilę na to, aby się odezwać. Wzięła kilka głębokich oddechów, po czym zaczęła mówić:
- Justin? - skierowała głowę w jego strone, na co on zrobił to samo, aczkolwiek szybko znowu skupił się na drodze, czekając, aż Melanie coś powie, bo widocznie czegoś chciała. - Wiesz, ciągle się zastanawiam... Zawsze, gdy pytam co robiłeś tamtego dnia na skałach, nie odpowiadasz. Ciekawi mnie to... - dziewczyna miała nadzieję, że tym razem Justin nie zbędzie jej uśmiechem.
- To nic takiego. - chłopak uśmiechnął się, patrząc przed siebie. Melanie kompletnie zdziwiło zachowanie Justina. Nie sądziła, że w ogóle cokolwiek odopowie.
- Skoro nic takiego, to może mi powiesz? - lekko się uśmiechnęła, nie cierpliwiąc się.
- Jesteś strasznie ciekawska. - w tamtym momencie wyraz jego twarzy nic nie mówił. Nie uśmiechał się, nie był zły, kompletnie nic.
- Tak, wiem, przepraszam. Nie będę cię więcej męczyć. - dziewczyna obróciła głowę w stronę szyby, nie zwracając większej uwagi na to, co się za nią znajduje. Wcześniej dokładnie poinstruowała Justina gdzie ma jechać, więc miała nadzieję, że dojadą w dobre miejsce.
- Moja mama kiedyś mieszkała w Kalifornii. - spojrzał na Melanie, która energicznie odwróciła głowę w jego stronę. Na jej twarzy malowało się zdzwienie. Prawdę mówiąc, mama nigdy nie mówiła jej gdzie poznała się z matką Justina, aczkolwiek nie przypuszczała, że właśnie w Kalifornii. - Tamte skały...
- Tak, co z nimi? - Melanie coraz bardziej się zaciekawiała.
- Mama kiedyś opowiadała mi o jakichś skałach. Mówiła, że często na nich siedziała i po prostu rozmyślała. Jeszcze, gdy była w moim wieku. - chłopak zerkał to na Melanie, to na jezdnię.
- Skąd wiedziałeś, że to te skały? - dziewczyna rozsunęła szybę, jako że w samochodzie było strasznie duszno i gorąco.
- Zobaczyłem je i po prostu wiedziałem, że to te. Nie wiem jak to wytłumaczyć. - chłopak podrapał się delikatnie po policzku.
- Rozumiem. Hmm... - Melanie uśmiechnęła się sama do siebie, przypominając sobie, że nie dowiedziała się co stało się potem. Dlaczego znalazła go tam nieprzytomnego?
- Pewnie chcesz wiedzieć co stało się potem, prawda? - Justin spojrzał na Melanie, a wyraz jego twarzy był dziwny, jakby bez uczuć. Dziewczyna przytaknęła, zastanawiając się, czy Justin przypadkiem nie czyta jej w myślach. - Poślizgnąłem się i spadłem. Po prostu. - nagle samochód zaczynał zwalniać. Melanie zerknęła przez szybę i zorientowała się, że są już na miejscu. Klifornijskie centrum handlowe.
- Skoro tak mówisz. - Otworzyła drzwi samochodu, a Justin zaczął bacznie się jej przyglądać, podnosząc jedną brew.
            Dziewczyna wysiadła z auta, a zaraz za nią Justin. Oboje skierowali się do wejścia centrum handlowego, w którym zmierzają znaleźć księgarnię, na którą Justin został skazany. Przynajmniej na jakiś czas.

6 komentarzy :

  1. Cudo ♡ x @cojawera

    OdpowiedzUsuń
  2. no nareszcie wiem co się stało . tak długo na to czekałam . w sumie można było się tego jakoś domyślić , chociaż ja na pewno bym myślała coś innego . czekam na następny buźki :* xoxo ❤ / owhlovato

    OdpowiedzUsuń