sobota, 6 lipca 2013

One

       Melanie McCann brnęła przed siebie przez kalifornijską plażę, a wokół niej sypki piach wzbijał się ku górze, jako że był to jeden z chłodniejszych dni. Owego dnia nad morzem nie było prawie nikogo, co nie było czymś zadziwiającym, bo przecież warunki nie sprzyjały temu, aby się tam znajdować. Melanie chłód najwidoczniej nie przeszkadzał.
      Miała na sobie wytarte dżinsy, nieco rozciągnięty zielony sweter, oraz ciemnobrązowe japonki. Dziewczyna była zgrabna i niezbyt wysoka. Ciemnobrązowe falowane włosy opadały mniej więcej kawałek za łopatki. Podobnego koloru były również jej oczy, można byłoby powiedzieć jednak, że miały odrobinę ciemniejszy odcień.
      Na co dzień w Kalifornii panowała inna atmosfera; było gorąco, czasami nawet upalnie. Dzisiejszy dzień był inny; chłodny i mglisty. Na plaży codziennie zbierają się tłumy ludzi, którzy chcą przyjemnie spędzić czas; pograć w siatkówkę plażową, czy popluskać się w morzu. Melanie nie należy do takich osób, lubi pospacerować i zadumać się nad swoim życiem, nad problemami, które dotykają świata, nad wszystkim, co ją otacza.
      Dziewczyna usiadła na ziemię, szybko tego żałując, jako że wiatr był bardzo silny i drobinki piasku zaczęły wlatywać jej do oczu. Błyskawicznym ruchem się z niej podniosła, po czym zaczęła energicznie wycierać oczy, które powoli zaczynały ją szczypać. Nagle w kieszeni dżinsów poczuła wibrację, wyjęła telefon, naciskając jednocześnie zieloną słuchawkę.
- Tak? - zapytała.
- Melanie, kochanie? Tutaj mama. Gdzieś jesteś? - głos kobiety był drżący, łatwo można było domyślić się, że czegoś się boi.
- Coś się stało? Jestem na plaży. - odpowiedziała głosem, który zawierał nutkę przerażenia, choć tak naprawdę dobrze wiedziała, co się stało - ojciec znów wrócił do domu pijany. Żadna nowość, po prostu rutynowe zdarzenie, która ma miejsce mniej więcej co jakieś dwa, może trzy dni. Jej ojciec nie był zły, aczkolwiek alkohol sprawiał, że wstępował w niego diabeł. Zaczął pić jakieś pięć miesięcy temu, gdy jego sklep wędkarski splajtował. Od 5 lat prowadził go wraz z przyjacielem, którego znał jeszcze z czasów szkolnych. Melanie i jej starszy brat, Ryan często mu w tym pomagali. Jak dotąd wszystko było w porządku, dochody były dobre, nawet bardzo dobre. Wszystko zmieniło się, gdy ulicę dalej założono inny sklep tego typu, co spowodowało, że klientów znacznie ubyło. Ojciec Melanie całkowicie się załamał, choć w krótkim czasie po zamknięciu sklepu znalazł pracę w warsztacie samochodowym swojego szwagra. Co prawda nie miał odpowiedniego wykształcenia, ale potrafił w tym kierunku zrobić bardzo wiele, dlatego też został tam przyjęty. Nie da się ukryć również tego, że byłoby tak nawet, gdyby nic nie potrafił - mąż siostry jego żony, matki Melanie jest właścicielem, więc nie było opcji, aby nie pomógł swojej rodzinie. Melanie nie rozumiała załamania ojca, przecież zarabiał - może nie już tak wiele jak wcześniej, ale zarabiał, utrzymywał dom, a to było najważniejsze.
- Na plaży? Oszalałaś? Przecież jest piekielnie zimno. Melanie... - odpowiedziała jej matka, która najwyraźniej nie było zadowolona z poczynań córki.
- Ojciec wrócił do domu pijany, prawda? - dziewczyna nagle odbiegła od tematu, który zapoczątkowała matka.
- A jak myślisz? - w głosie kobiety słychać było wielką rozpacz. Nie mogła poradzić sobie z tym, co się dzieje. Miała dość wiecznych awantur, które wszczynał jej mąż, będąc pijanym. Nie miała już siły, aczkolwiek starała się tego nie pokazywać. Nie chciała obarczać dzieci swoim bólem.
- Zaraz będę. Nie martw się. - rzuciła, po czym rozłączyła się, chowając telefon do tylnej kieszeni dżinsów.
       Ruszyła szybkim krokiem przed siebie, chcąc jak najszybciej wrócić do domu. Patrzenie na pijanego ojca nie należało do najprzyjemniejszych przeżyć, ale czuła, że nie może pozwolić, aby matka była sama w domu z człowiekiem, który w tamtej chwili w ogóle nie był sobą. 
      Zbliżała się ku wielkim, rozbudowanym skałom, aż nagle zauważyła coś, co leżało obok nich, prawie przy samym brzegu morza. Poczuła jak serce mimowolnie zaczęło bić z prędkością światła. Szybko podbiegła do "tego czegoś", od razu zauważając, że jest to człowiek - mężczyzna. Panika ogarnęła całe jej ciało, pochyliła się nad nim, sprawdzający puls, by dowiedzieć się, czy oddycha. Mężczyzna żył, wyciągnęła telefon z kieszeni dżinsów, drgającymi palcami wystukała numer na pogotowie. Była zdziwiona, że w ogóle zdołała to zrobić. Nacisnęła zieloną słuchawkę, oczekując, aż ktoś wreszcie odbierze.

Rozdział jest krótki, owszem, aczkolwiek to dopiero wprowadzenie, dlatego też tak właśnie jest.